Dla czego nikt nie kołysał mię nigdy i nigdy mi do spania nie śpiewał?
Mówił teraz znacznie ciszéj jak wprzódy i z nawpół przymkniętą powieką. Pytanie, którém, niby powtarzającą się wciąż zwrotką, kończył każdy z wypowiadanych okresów, wymawiał tonem głębokiego zdziwienia.
Kiedym z Łukaszem po mieście chodził i około katarynki skakał a śpiewał, widziałem, jak chłopcy różne i dziewczynki biegły przez ulice do szkoły, w któréj uczyły się świat ten poznawać i po nim prosto, łatwo sobie chodzić... Dla czego nigdy nikt nie zadbał o to, abym ja świat ten znał i łatwo po nim chodził?
Milczał chwilę, potém znowu:
— Ten ma matkę, a ten ojca, ten ma siostrę, a ten kochankę... Przed tym ot leży rodzicielskie pole, przed tamtym drzwi własnego domu otwarte stoją, a tamten zdaleka choć widzi dorobki i pociechy różne... Dla czego u mnie niéma nikogo? Czemu przedemną niema nic?
Kępa śmiał się cichym, zdławionym chichotem i w rozmarzonego chłopca wlepiając przeszywający wzrok, zapytał:
— Nie wiesz: dla czego? Jeszcze nie wiesz: dla czego?
Sylwek zwracał ku niemu twarz i, ze snu jakby obudzony, odpowiadał:
— Wiem. Wyście mi to powiedzieli tam... kiedy jeszcze mały byłem. Zapamiętałem! o, zapamiętałem! Ale teraz wiem lepiéj jeszcze, bo codzień mowy waszéj słucham... pytam czasem, tak sobie, z żalu! ale... wiem!
Mimowoli jakby, pięści jego ściskały się.
— Słuchajcie, dziadźku, — wołał, — dopóki was tu nie było, smutek i złość zjadały mi często serce, ale... mogłem
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/285
Ta strona została uwierzytelniona.