łojówki, napełniały izdebkę, wydawały się duetem dwu zbuntowanych i tajemniczo spiskujących duchów. Czasem jednak, znękany sam i z rozpaczą czujący, że, na niezłomnéj dotąd wierze swéj i nadziei, upadać zaczyna, Kępa chwytał skrzypce swe i grał. Wybornie i na oślep znał struny te, w które, przez życie całe, zaklinał wszystkie ognie swéj rozszalałéj fantazyi. W grubych ciemnościach wzdychał, śmiał się i szlochał na strunach i wszystkie zwątpienia swe i upokorzenia i resztę, pozostałych w nim jeszcze, nadziei i chwalby dźwiękami ich opowiadał. Kiedy przez okratowane, dwoma szybami z pod ziemi wydobywające się, okienko siny świt zaglądał do izdebki, muzyk leżał u stóp żółtego pieca z rozwartą u piersi odzieżą, z twarzą spłakaną i miotał się w śnie, a tuż przy boku jego, na brudnéj glinianéj podłodze, skrzypce zdawały się jeszcze drgać żółtemi strunami. W kącie zaś izby, pod ścianą szarzejącą trupiemi wizerunkami drzew, świeciły czarne bezsenne oczy, sinemu świtowi zdające się rzucać pytania czy proźby.
Po jednéj z burzliwych i w gorączce spędzanych nocy takich, Sylwek, o zapadającym zmroku, wchodził na obszerny i ozdobny dziedziniec, położony przy szerokiéj, ale z rzadka zabudowanéj, wpółwiejskiéj ulicy. W głębi dziedzińca stał dom jednopiętrowy, lecz któremu wielkie zwierciadlane okna i balkon, na wdzięcznych kolumnach wsparty, nadawały pozór wytworności. Dom ten posiadał sutereny, był jednak dość nizkim, aby przez okna jego, przy sztucznem szczególniéj oświetleniu, można było z wewnątrz dokładnie widzieć jego wnętrze. Sylwek zbliżył się do jednego z okien, na dużym kamieniu, w kształcie niziuchnéj ławki, wyrzeźbionym, postawił swoję katarynkę i
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/287
Ta strona została uwierzytelniona.