zwolna okręcać zaczął korbę. Okręcał korbę tak powoli, że z pozytywki wydobywały się często skrzypiące i zgrzytliwe tony, dla tego, że spojrzenie jego, ze skupioną i chciwą uwagą, zatapiało się w szybę okna i w przedstawiający się za nią obraz. Za oknem była piękna sala jadalna, pośrodku któréj stał okrągły stół, błyszczący od szkieł i srebra, a nad którym zwisała od sufitu na bronzowych łańcuchach wielka, rzęsiste światło rzucająca, lampa. Przy stole siedziało cztery osoby: wysoki, siwiejący mężczyzna, nie pierwszéj młodości, lecz piękna jeszcze, kobiéta; młoda dziewczyna, świeża jak wiosna, i młody człowiek, w którym Sylwek, od piérwszego spojrzenia, poznał Morysia. W jadalni téj, któréj wysokie gzémsy obiegał szlak złoty, a któréj kąt okna przeciwległy błyszczał srebrném naczyniem, rozstawionem na kunsztownie rzeźbionym bufecie, odbywała się wielce prosta i spokojna scena rodzinnego życia. Siedzące przy stole osoby jadły obiad, lecz były tak ożywione i wesołe, że daleko więcéj mówiły i śmiały się, niż jadły. Niemłody mężczyzna szczególniéj uśmiechał się często do pięknéj dziewczyny, ojcowsko głaskał ją po płowych włosach i z uprzedzającym pośpiechem podawał jéj różne, znajdujące się na stole, przedmioty, pragnąc snać spełniać jéj wolę wprzód, nim słowami wyrazić ją mogła. Ona szczebiotała i śmiała się, coś wesołego widocznie opowiadając, a nieco zalotnie zwracając się ku Morysiowi, który wpatrywał się w nią z rozczuleniem, nadającém twarzy jego bardziéj komiczny, niż wzruszający, wyraz. Dokoła stołu czarno ubrani słudzy przesuwali się cicho jak cienie. Nic, żaden powiew mroźnego na dworze wiatru, żaden głos natrętny i obcy, żaden cień, któryby w rzęsistą światłość tę wmięszał się dalekiem choćby przypomnieniem smutku, czy
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/288
Ta strona została uwierzytelniona.