niepokoju, nie mąciły tu ciepła, ciszy i pogody, rozlanych pośród ścian tych i na tych twarzach.
Zmąciły je, rozlegające się tuż za oknem, przez katarynkę wygrywane, trele i zawodzenia uwięzionego trubadura. Obejrzała się na okna piękna panna, spojrzał téż na nie pan domu i rzucił w stronę służby gest taki, jak gdyby odpędzić chciał od siebie i swoich natrętny owad, który nagle nad uchem jego zabrzęczał. Lecz, w téjże chwili, katarynka skrzypieć i zgrzytać przestała, korba jéj, poruszana z szalonym pośpiechem, rzuciła w okno rój zawrotnych, chaotycznych, rozpaczliwych tonów. Sylwek, szeroko rozwartemi oczami wpatrzony wciąż w okno, grał zapamiętale, szalenie, a dwie łzy ciężkie zwolna płynęły mu po ciemnych policzkach. W tém uczuł silne uderzenie w ramię. Przed nim stał człowiek, od stóp do głowy czarno ubrany, z długą brodą i białą serwetą w ręku, a nastrajając, pełną powagi, fizyonomiję swą do wyniosłości i gniewu, rozkazywał mu, aby szedł precz, bo państwo jedzą obiad i skrzypienie jego rozmawiać im przeszkadza. Z oczu katarynkarza posypały się zrazu iskry, a łzy jego oschły od płomienia, którém mu twarz zagorzała. Zdawało się, że chciał stawić opór, że na ustach drgała mu zuchwała odpowiedź, lecz po chwili, krótkiéj jak oka mgnienie, spuścił głowę, ochłódł i przez zaciśnięte zęby odpowiedział:
— Pójdę, pójdę.
Wspaniały sługa odszedł, ale on pozostał, tylko nie grał już, a spojrzenie przesuwał po twarzach osób, przy stole siedzących, po ścianach rzęsiście oświetlonych, po pięknych roślinach, u jednéj ze ścian w gęsty kłąb ustawionych. Najdłużéj jednak patrzał na wyniosłą, choć łagodną, twarz pana domu. Wziął nakoniec na plecy ciężar swój, z trudno-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/289
Ta strona została uwierzytelniona.