— A był tam także i ten wasz fircyk, co to go uczniem swoim nazywacie... Siedział przy stole i do pięknéj panny umizgał się...
— Córka jego... piękna? — zapytał w ciemności głos drugi.
— A śliczna... taka pewnie, jak te dziewczyny z morskiego dna! Niech ją... ognisty piorun pocałuje!
— Czy uważałeś... kocha on ją... bardzo?
— Głaszcze ją wciąż po włosach... takich jak księżyc...
— A żona jego? — zapytywał daléj, lecz coraz ciszéj, głos w ciemnościach.
— Gdyby królowa siedzi naprzeciw niego, a patrzy mu w twarz... gdyby w słońce!...
Po chwili milczenia Kępa zaszemrał:
— Szczęśliwi ci, którzy, jako wieczór pogodny, zachodzą zwolna przy blasku swoich gwiazd...
Upłynęła godzina. Nie spali znać obaj, bo Sylwek odezwał się znowu:
— Srebra tam tyle, że wystarczyłoby go na ogłoszenie przed światem dziesięciu pisań takich, jak wasze...
A po chwili znowu:
— Choć śnieg na dworze leży... w nich zielony gaj rośnie, a w gaju stoi kamienna kobiéta... cudna...
Kępa zaszemrał.
— Patrzcie! patrzcie! co z nim, a co... zemną!
Nazajutrz, o zwykłéj porze swéj, Moryś Lirski przyszedł do Kępy i znalazł go stojącego na środku izdebki, w długim, zapiętym po brodę, surducie, z osobliwym cylindrem na głowie i wypchaną teką pod ramieniem. Niezrażony spotykanemi niepowodzeniami, z uporem rozpaczy i pychą człowieka, który nad wszelkie upokorzenia wyższym się czuje i dla tego stawi im żelazne czoło, Kępa odbywał
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/291
Ta strona została uwierzytelniona.