Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/293

Ta strona została uwierzytelniona.

Kępa roztworzył szeroko usta, Moryś mówił daléj:
— Chociaż mi bardzo idzie o to, aby wujaszek był łaskaw na mnie, nie mogłem jednak wytrzymać i zrobiłem uwagę, że jednakowoż... istotnie... na świecie jest wiele rzeczy nieprzyjemnych, któreby przerobić należało. Czy wiesz pan, co on mi na to odpowiedział? Odpowiedział mi, że przerabianie świata rozpocząć powinienem od siebie samego. Ale to nic. Nasłuchałem się ja od niego komplementów takich nie mało, to i ten także przełknąłem gdyby ostrygę, a postanowiwszy sobie pracować dla pana i... dla naszéj idei... zacząłem wujowi o dziele pańskiem opowiadać. „A! zawołał, to ty znasz tego waryata, który od miesięcy paru od domu do domu ze swojém dziełem chodzi! Słyszysz Aurelko! ciekawą byłaś zobaczyć to indywiduum! poproś Morysia: niech ci je zaprezentuje...“
Kępa zwarł już usta, lecz, jak ściana, był blady; za plecami zaś Morysia Sylwek machinalnie, lecz tak szybko spuszczać i podnosić zaczął nóż swój, że błyski żelaza rozpalały w powietrzu stalowe elipsy. Moryś nie widział tego, ani spostrzegał wzruszenia Kępy. Z gadatliwością sobie właściwą, a tym razem przez chęć chwalenia się podniecaną, prawił on daléj:
— Z tego wujaszka, to dziwny doprawdy człowiek. Niby rozumny, czyta ciągle i z przyjaciółmi swemi bardzo uczenie rozprawia, a tego, co się pod nosem jego dzieje, ani widzi... Z pana naprzykład wyśmiewa się, a nie wie, że pan też na świecie coś znaczy i tęgiego figla jemu i jego przyjaciołom wyciąć może... dla tego choćby, że znajdują się na świecie tacy, co po stronie pana stoją i pomagać panu gotowi... Ja naprzykład...
Tu obejrzał się i gwałtownie zerwał się z pieńka, na którym siedział, jak na koniu.