ku, i z postawy... a Aurelka! no! ale o niéj nie miéjsce tu mówić. Jakiekolwiek powody mam do użalania się na wuja, a nawet gniewania się na niego, nie mogę przecież nie szczycić się, że jestem jego krewnym, albo nie być mu wdzięcznym za to, że sprowadził na świat taką cudowną istotkę, jak Aurelka...
Mówił w sposób ten długo jeszcze, chwaląc się i uskarżając naprzemian, lecz nikt go nie słuchał. Kępa z łokciami, opartemi na skrzyni, z twarzą w dłoniach, wpadł w kamienną zadumę; Sylwek zaś katarynkę swą wziął na plecy i wyszedł.
W téj saméj prawie chwili, Placyda Lirska, wzruszona i zdyszana, wbiegła do mieszkania Szarskich.
— Heleno! Heleno! — wołała, chwytając za ręce bladą, wątłą i nagłém wejściem jéj chorobliwie wzruszoną kobiétę. — Będziecie mieli gości, przygotuj się, uprzątnij trochę w mieszkaniu... przyszłam cię uprzedzić.
Helena patrzała na nią osłupiałym wzrokiem.
— Gości? — zaczęła; — takeś mię przelękła, moja pani Placydo... któżby to mógł być? Któż sobie o mnie przypomniał? Czy nie krewni moi...
— Nie twoi, ale moi, — Heleno; — Tytus Tarżyc z córką wnet tu przybędą. Dowiedzieli się oni o waszych nieszczęściach i pragną wam przyjść z pomocą, zarazem téż krewny mój życzy sobie odnowić znajomość z mężem twoim...
Helena nie słuchała. Jak któś, na kogo spadło niespodziewane a wielkie szczęście, splotła ona chude swe ręce modlitewnym gestem, a turkusowe oczy wzniosła ku pajęczynom, sufit okrywającym.
— Nakoniec, nakoniec któś z rodzinnego świata mego przypomniał sobie o nieszczęsnéj wygnance? Tak, wiem; to
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/295
Ta strona została uwierzytelniona.