— A w domu byłaś, ty mała kozo? — zapytał Sylwek.
Klarka wydęła usta i skarżącym się głosem odpowiedziała:
— A jakże, zaszłam. Papcio za te piéniądze, co mu pan dał, już sobie pije w szynku; mama szyje suknię na wizytę do państwa, kroi i szyje, porze i szyje i znów porze i płacze... Miś tak śpi, że dobudzić go się nie można, a Damek z Antką koty karmią w drwalni... Niech ich tam, z takiemi rodzicami i takimi braciami!
— No, to u nas zostać możesz. Zdejmę z ciebie te pańskie ubranie, przebiorę znowu za małpeczkę i będziem bawić się.
Jakże dziwna, miękka czułość napełniała, srogie przed chwilą, oczy dzikiego chłopca tego, gdy rozmawiał z tém dzieckiem!
— Jak raz! — zawołała Klarka, — płaszczyk mój tobie oddam, pewno, taki śliczny! i zostanę się tu, żeby znowu głodem mrzéć i pod rynnami walać się...
Roztworzyła szeroko turkusowe swe oczy i, bawiąc się guzikiem odzieży Sylwka, z powagą opowiadać zaczęła:
— Tam prześlicznie! Takie smaczne rzeczy jedzą, a pokoje wielkie jak świat. Dziś będzie muzyka i dużo, dużo gości. Muzykanty jakieś, het, z końca świata przyjechali, a pan dał im dużo piéniędzy za to, żeby przyszli do niego i przed gośćmi grali. U pani w szufladach świecących kamieni strach jak dużo! panienka ma takie białe paciórki piękne i sukien tyle, co trzasek w drwalni. Oho! nie zostanę się, nie zostanę się tu, za nic. Może mnie co pięknego darują, sukien nasprawiają... pobędę tu troszkę, a potém polecę... trafię, aj aj!
— Będą grali, — w zamyśleniu wymówił Sylwek i zapytał: — a kiedyż?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/306
Ta strona została uwierzytelniona.