To, co za ogromną szybą zobaczyć miał, w nieznanym mu języku, nosiło nazwę muzykalnego wieczoru. Chwila, w któréj oczy jego, jak dwa czarne płomienie, zaświeciły za cienką oponą szkła, była kulminacyjnym momentem uroczystości téj raczéj, niż zabawy.
W wielkim salonie, o niepokalanie białych ścianach, gorzała setka gazowych płomyków. Część ich tworzyła piramidalny snop, który, spływając od sufita, na niedojrzalnych prawie łańcuchach, zdawał się być zawieszonym w powietrzu. Pośrodku przestrzeni téj, zalanéj światłem, dokoła kolumny, z któréj szczytu opuszczały się szerokie liście zielonéj rośliny, na bezładnie z pozoru ustawionych fotelach i taburetach, siedziało kilkanaście kobiet, których suknie rzucały na błyszczącą posadzkę fale różnobarwnych jedwabiów. Głowy kobiet tych, strojne i ukwiecone, zwracały się w strony różne, stosownie do umieszczenia siedzeń; twarze ich i wpół-odkryte ramiona, pod białém światłem gazu, posiadały przezroczystą białość alabastru. W tym punkcie salonu słychać było cichy szelest poruszanych wachlarzy i gdzie-niegdzie tęczowém światłem iskrzyły się, niby rosa na klombie kwiatowym, drogie kamienie. Dokoła klombu tego, rozsiani po całéj przestrzeni salonu, albo skupieni w małe gromadki, przy stołach, obciążonych księgami o złoconych brzegach, lub fortepianie, z klawiaturą odkrytą i oświetloną kilkuramiennemi świecznikami, stali, przechadzali się i przytłumionym głosem rozmawiali mężczyzni, na monotonném, czarném ubraniu których wykwintnie odbijały białe krawaty i złote łańcuchy. Ciepła, woni, błyszczących spójrzeń, miękkich uśmiechów i czarownych kształtów salon ten był tak pełen, że przedstawiały się one przez zamknięte okna i upadającą falą oblewały, przyciśniętą do szyby, twarz nocnego włóczęgi.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/308
Ta strona została uwierzytelniona.