Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/314

Ta strona została uwierzytelniona.

Ani Kępa, ani témbardziéj namiętnie wzruszony towarzysz jego, nie spostrzegli, że w chwili, gdy izdebka napełniła się dzikiemi łkaniami i krzykami Sylwka, w kącie izby podniosła się, zbudzona zapewne niemi, postać staréj kobiéty, pochyliła ku dwom, przy skrzyni siedzącym, ludziom głowę, w brudną szmatę owiniętą, i bacznie nasłuchiwać zaczęła. Gdy świeca zgasła, wraz z piérwszym wykrzykiem Kępy, zaszemrało w izdebce coś nakształt pełznącego po ziemi ludzkiego ciała...
Nazajutrz zaś, kiedy o dość późnéj godzinie dnia, po śnie krótkim i niespokojnym, Kępa otwierał oczy, w kącie izby, na garści zmiętéj słomy, stara Kępowa siedziała wyprostowana, uroczysto i zeschłym, zczerniałym palcem swym groziła synowi blizko, bardzo blizko oczu swych, napełnionych łzami.
W kilka godzin potém Wiejską ulicą szedł Moryś Lirski, wesoły, swobodny jak ptak, oczami liczący przelatujące wrony i gwiżdżący przez zęby nieokreśloną jakąś śpiewkę. Wesoły był, bo na wieczorze wczorajszym bawił się wybornie, a rozmarzonym nieco, bo kuzynka Aurelia nigdy jeszcze nie wydała mu się tak piękną jak wczoraj i najmniéj trzy razy przywoływała go do siebie, żądając niby drobnych przysług; Moryś jednak wiedział i najmocniéj był przekonany, że czyniła to z innych wcale pobudek. Niezawodnie była ona nim zajętą, może już nawet rozkochaną, cóż, gdy wuj, wedle wyrażenia jego, nie miał go za bożą podszewkę, a wujenka, to już doprawdy obchodziła się z nim jakby z uczniem jakim, który jeszcze z czwartéj klasy gimnazyalnéj nie wyszedł. O ten samolub! i ta godna jego małżonka! oni się za nic, za nic na uszczęśliwienie jego nie zgodzą, oni muszą koniecznie wynaléźć dla Aurelki Kre-