— Czy mama nie śpi?
— Nie śpię, moje dziecko, jestem trochę niespokojną o ciebie i nie spię...
— I ja nie mogę spać! — jęknął Moryś, — rzucam się po łóżku, jak ryba w wodzie, nie mogę...
Tu ziewnął szeroko, ale w przyległéj szufladzie zaszeleściło tak, jakby ktoś zrywał się z łóżka...
— Może ci czego potrzeba? — zapytała Lirska, — herbaty ci może zrobić? a może trochę laurowych kropel dla uspokojenia nerwów?
W odpowiedź, na te pełne troskliwości pytanie, ozwał się w saloniku przyciszony, ale serdeczny śmiech.
— Jak Boga kocham! — zawołał Moryś, — aż mi serce skacze od śmiechu, kiedy sobie pomyślę, jakto wkrótce wujaszeczek cienko zemną zaśpiewa!...
Nigdy jeszcze, w burzliwem jednak życiu swojém, Szymon Kępa tak bardzo wzburzonym nie był, jak gdy następnego dnia do izdebki jego wszedł Maurycy Lirski. Stał on pośrodku izdebki, z rękami rozkrzyżowanemi w powietrzu i z uniesieniem niezmierném przemawiał do Sylwka, który, siedząc na ziemi przed pełnym żaru piecem, z pozoru przynajmniéj, zajęty był pieczeniem kartofli. Na widok wchodzącego, Kępa urwał mowę swą w połowie wyrazu i zaszamotał się, jak człowiek pochwycony znienacka