Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/326

Ta strona została uwierzytelniona.

śród tajemnych czynności czy myśli i nie wiedzący, co mówić lub czynić mu wypada. Lecz wesołość i swoboda humoru, którą od samego wejścia okazał Moryś, oprzytomniła go wkrótce.
— Mówiliśmy, — jąkając się i z nieprzytomnym jeszcze trochę wzrokiem rzekł do gościa, — mówiliśmy tu o wpływie, który wywrzeć muszą na przyszłość ludzkości wielkie katastrofy, które, w uśpione jéj sumienie, jak grom uderzą...
— A! wielkie katastrofy, — powtórzył Moryś, — rozumiem, mówiłeś już mi pan o nich nieraz. Sądzisz więc pan, że sumienie ludzkości jest uśpione? słowo honoru, lubię za to tę ludzkość; że tak sobie drzemie, bo i sam dziś chciałbym to tylko czynić. Tak się téj zimy bawię, że nigdy wyspany nie jestem. Zawczoraj, naprzykład, u wujaszka na muzykalnym wieczorze bawiono się do piątéj... A śliczny był wieczór, prawda?
Ostatnie pytanie to skierował najwyraźniéj ku Sylwkowi, który téż zwrócił ku niemu twarz swą, oblaną czerwoném światłem żaru i przez ostatnie dni widocznie zmienioną. Policzki mu schudły i zapadły oczy. Za całą odpowiedź obojętnie wzruszył ramionami.
— No nie zapieraj się pan, — zaśmiał się Moryś, — widziałeś doskonale wieczór ten, bo patrzałeś przez okno, nikt tego nie spostrzegł, ale ja...
— A no patrzałem, — śmiało patrząc mu w twarz, odrzekł Sylwek. — Myślicie, że zapierać się będę? Alboż zjadłem wam kawałek téj waszéj zabawy?
— Ależ nie! gdzie tam! i żebyś zresztą nadgryzł jéj trochę, nicby w tém złego nie było. Możnaby ztamtąd nietylko cząsteczkę jakąś, ale połowę wziąć i jeszczeby tyle zostało, że, w przyjemnościach różnego rodzaju, wujaszek