— Wódki! — stłumionym głosem i ze spuszczonemi oczami zawołał gość.
W mgnieniu oka Chaim podał mu blaszaną czarkę, pełną żądanego napoju. Gość wychylił ją od razu, zakrztusił się, spąsowiał cały i, oddając ją gospodarzowi handlu, głucho wymówił:
— Jeszcze!
— Nu, co waści stało się, panie Cmentarnik, — zagadał żyd; — waść, jeszcze jak żyw, kruczka wódki u mnie nie wypiłeś, a dziś... no, węglem na kominie zapisać...
Wypił i drugą czarkę. Żyd mówił prawdę. Musiał on mieć dotąd wstręt do wódki i nie pić jéj nigdy, bo nieprzyzwyczajony, po dwu jéj czarkach, zachwiał się na nogach, zatoczył aż pod ścianę i stał tam chwilę z czołem, do pudełek z tytuniem przyciśniętém. Upojenie to przecież było chwilowém. Przeciągły, basowy, jeden tylko dźwięk zdala kędyś, ze środka miasta dolatujący, rozbrzmiał w powietrzu.
— Piérwsza bije! — zauważył Chaim.
Rozczochrana dziewka głośno i szeroko ziewnęła. Cmentarnik wyprostował się i wyszedł z szynku na zaułek.
Tu, przy ścianie domostwa, nad rynsztokiem, podniosło się, jakby z ziemi wyrosło, kilka niewielkich cieniów.
— W drogę szczury... o tam... co będę wam rzucał, łapcie.
Jeden z cieniów pomknął przodem, biegł chwilę wzdłuż starego parkanu, potém wdrapał się na szczyt jego i, giętkie ciało ku towarzyszom wyginając, zawołał z cichym chichotem: kici! kici! kici! kici!
W pobliżu, kędyś za węgłem jakiegoś domostwa, rozległ się szept radośny:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/334
Ta strona została uwierzytelniona.