Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/335

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mam cię ptaszku! mam cię Aurelko!
I szczupły, wysmukły człowiek śpiesznie podążył w stronę zaułka, wiodącą ku szerszym i widniejszym ulicom.
Nie wiele późniéj Kępa także opuścił swą izdebkę i powolnym uroczystym krokiem posuwał się w tym samym kierunku, choć inną drogą.




Tytus Tarżyc na bal nie pojechał. Kiedy córka jego, oplatając mu szyję ramiony swemi i pocałunkami czoło okrywając, prosiła go, aby towarzyszył jéj na tę świetną zabawę, która bez niego będzie dla niéj smutną, śmiejąc się, odpowiedział, że widocznie stworzony jest na wieśniaka i hreczkosieja, bo zmęczonym czuje się trochę tém arcyświatowém życiem, które w mieście prowadzić musi; że tęskni za chwilą ciszy i samotności; że od miesiąca już książki żadnéj otworzyć nie miał czasu; że tylko obowiązek zapoznania ją z ludźmi, pośród których żyć jéj przyjdzie i wielka téż chęć pochwalenia się nią przed ludźmi, skłonić go mogły na starość do rzucenia się w wir wizyt tych, wieczorów i zabaw wszelkich... A gdy, jak rozpieszczone dziecko, nieprzywykłe do przeciwności najlżejszéj, zachmurzyła się nieco, z powagą rzekł:
— Jedziesz z matką, pod szanowną i przez wszystkich szanowaną jéj opieką, a jakkolwiek ja tam z tobą nie będę, nie przestanie strzedz i osłaniać cię to, że jesteś moją córką.
Niewiele przed północą zaturkotały na dziedzińcu koła karety; Aurelia, wesoła już, piękna, strojna, wybiegła z głę-