Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/336

Ta strona została uwierzytelniona.

bi mieszkania i rzuciła się ojcu na szyję. Pożegnanie trwało długo. Nie rozstawali się z sobą nigdy prawie, nie mogli się téż od siebie oderwać.
— Ojcze! ojcze! konwalje moje! — zawołała dziewczyna, gdy zbyt mocno przycisnął ją do piersi, a ukazawszy ojcu kilka zgniecionych u sukni kwiatów, rzuciła mu w powietrzu ostatni pocałunek i pobiegła ku matce, którą on pośpieszył okryć troskliwie kosztowném futrem. Ucałował potém ręce żony i gdy turkot karety oddalił się od okien, a służba, pogasiwszy światła w pokojach, zniknęła, z zapaloną lampą w ręku wszedł do gabinetu swego. Był to piękny, obszerny pokój, pełen sprzętów wygodnych i wytwornych, z wielkiém biórem pośrodku, ozdobnie przybranem, okrytém książkami. Tytuły książek okrywających bióro i parę wysmukłych, zgrabnych etażerek, obrazy zdobiące ściany, pianino otwarte, z pulpitem obciążonym nutami, świadczyły o wykształceniu właściciela pokoju tego wysokiém, lecz przeważnie i może nawet wyłącznie artystyczném. Artystyczne to może skłonności i zajęcia sprawiały, że pośród światowego gwaru, w którym od paru miesięcy zostawał, a który przecież złożonym był z samych tylko miłych dlań wielostronnie żywiołów, tęsknił on za chwilą ciszy i samotności, pragnął skupić się w sobie: nad tém, co było, zastanowić się, i o tém, co będzie, pomarzyć. Jak wszyscy ludzie, których życie kołysało miękkiemi pieszczoty, a piękno pała nektarem szlachetnych i rozkosznych wzruszeń, lubił on niekiedy samotnie i w niezmąconym spokoju myśleć i marzyć.
Teraz dom jego pustym był i cichym.
Usiadł przy biórku, wziął do ręki książkę i czytał ją chwil kilka. Widać jednak było, że nie do czytania czuł