Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/339

Ta strona została uwierzytelniona.

rego poświęcić był zawsze gotów część mienia swego i czasu... Zresztą, cóż? Honor jego, rodowy klejnot ten, który wraz z tarczą herbową, po długim szeregu nieskazitelnych, często nawet wielkich, przodków swych otrzymał, nieskazitelnym téż i najmniéjszą szczerbą nienadwerężonym przekazać mógł jedynemu dziecku swemu. Wyryte na klejnocie tym słowa: „Szlachectwo obowiązuje“, świeciły mu zawsze przed oczami, jak rozkaz wykrzykiwany doń przez przeszłość wiekową, od rozkazu tego nie uchylił się nigdy, cześć imienia swego, cześć swą szlachecką i ludzką, mogąc w każdéj chwili, niby księgę o białych kartach, przedstawić przed światem, aby w nią patrzał.
Nie idzie zatém, aby Tarżyc w cichéj téj i szczeréj zupełnie spowiedzi, przed samym sobą uczynionéj, uznał się za świętego, za wolnego od wszelkich błędów i grzechów. Były to przecież błędy małego znaczenia, grzechy powszednie, z naturalnéj i powszechnéj ułomności ludzkiéj płynące. W młodości swéj żywym był, gwałtownym nawet nieraz, miewał zachcianki i przemijające upodobania, dogadzaniu którym sprzyjały w szczególny sposób warunki stanowiska i fortuny jego. Wtedy, a może i późniéj jeszcze, zbłądzić mógł, uczynić coś, czegoby z zimną krwią i w innych okolicznościach nie uczynił pewnie. Wszystkie te jednak drobne zboczenia i powszednie grzechy nie stanowiły wcale o treści jego życia, które było poważne i czyste, ani w najmniéjszym stopniu nadwerężać nie mogły honoru jego, który był nieskazitelnym...
Gdy tak rozmyślał, przywodząc sobie na pamięć mnóstwo szczegółów swojego życia, uśmiechając się ku jednym z nich, nad innemi długo dumając, płomyk, zawarty w małéj lampie, umniejszał się coraz, aż zgasł zupełnie. Nie za-