go widzimy! Nad niskiemi dachami siennego rynku strzeliła świeca ogromna, jaskrawa, wiatr miotał nią na wsze strony, wzdymała się, rosła, buchała kłębami dymu... rozległ się huk podobny do armatniego strzału, potem drugi raz zagrzmiało przeciągle i strasznie... Mężczyzna jakiś w średnim wieku, w opalonem przez ogień ubraniu, z twarzą zczerniałą od dymu, przeskakując kufry, tłomoki i obalone stołki, spiesznie koło mnie przebiegał.
Z całej siły pochwyciłam go za ramię i wskazując olbrzymią świecę, która już wiele innych roznieciła dokoła, zapytałam:
— Panie! co tam gore? co tam z takim łoskotem runęło?
Drżałam. Jego brwi ściągnęły się kurczowo nad oczami, które w mej twarzy utopiły krótkie, ale głębokie spojrzenie.
— Dom Batorego! odrzekł i pobiegł dalej...
Biedna, tak już dawno w grobie leżąca siostro moja! na tym pogrzebie nie byłyśmy już razem.
Byłam podówczas młodą, szczęśliwą, pełną nadziei, złudzeń i zapału. Ze wsi do miasta przyjeżdżałam czasem tylko, na krótko, w wolnych chwilach lubiłam zwiedzać nie tyle ulice, ile uliczki i zakątki miejskie, które mię pociągały mnóstwem oryginalnych, a często i malowniczych obrazków, różnorodnością
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Wspomnienia.djvu/06
Ta strona została uwierzytelniona.