swych mieszkańcow, czemś nakształt nieprzeczytanej jeszcze i zwolna odchylającej się karty powszedniego życia ludzkiego. Wiedziałam, co i jak dzieje się w domach wysokich ozdobnych; dziejów i wnętrz ścian ciasnych nizkich nie znałam. Ciekawość wyobraźni łączyła się we mnie z serdecznym pociągiem ku głębiom, ku najtajniejszym głębiom morza społecznego.
Raz, okrążywszy miasto, po długiej przechadzce nad spadzistym i w mnóstwo szczerb wyrzeźbionym brzegiem Niemna, weszłam na ulicę, zwaną Podole. Nazwa ta, nie przynależy właściwie jednej ulicy, lecz całej części miasta, spływającej zwolna po łagodnym spadzie wzgórza, od szczytu, na którym wznosi się gotycka strzelista wieża bernardyńskiego kościoła, aż ku ostatnim krawędziom piasków nadniemeńskich. Całe to miejsce, gdy się nań z góry spogląda, ma pozór warcabnicy, ułożonej z szarych drewnianych domów różnej wielkości i rozdzielających je, w zagony pokrajanych, rozłożystemi drzewy zieleniejących ogrodów. Lecz środkiem tego miejsca, pełnego uliczek, zakątków, zawrotnych, wązkich przejść pomiędzy płotami, służących za przejścia dziedzinców, biegnie ulica prosta, szeroka, długa, przyozdobiona świetnym wysokim łukiem arkady, nad którą przebiegają pociągi kolei żelaznej. Do dziś ulica ta zachowała postać taką, jaką miała podówczas, przed kilkunastu laty, gdy zmęczona długą przechadzką, szłam
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Wspomnienia.djvu/07
Ta strona została uwierzytelniona.