Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/019

Ta strona została uwierzytelniona.

inną, a on o tém nie wiedział i teraz daleko, daleko, znowu wstecz cofać się musiał. Innym jeszcze razem, całkiem już gubił drogę. Paliła go namiętna ciekawość dowiedzenia się: co daléj? a nie miał pojęcia, kędy i jak iść na przód. Mnóztwo było na świecie książek, zbyt dla niego drogich, albo takich, których istnienia, ani imienia, pewnym nie był... Na wszelkie zaś pytania jego odpowiedziéć mu nie mogły ani ściany izdebki jego, ani ściany sal kancelaryjnych, ani mury kamienic miejskich, ani posługacz Izby, Paweł Rębko, ani pani Pawłowa, ani szkolni koledzy jego: ładny Władyś Zegrzda i poczciwy Michał Kaplicki. Jeden tylko Sekretarz Izby, Maryan Dębski, mógł-by mu może udzielić, jeśli nie wszystkich, których pragnął, to przynajmniéj wielu pożytecznych informacyi. Ale był to człowiek dumny i zwierzchnik surowy. Zapytywać go o rzeczy nietyczące się służby, było-by to narazić się może na utratę posady kancelaryjnéj. A po utracie posady téj — cóż? Nietylko obiadu z garkuchni za kopiejek dziesięć dziennie, mléka i bułek, ale Cyceronów, Marków Aureliuszów i rozmaitych ich następców nie będzie!
Nikogo więc o nic nie zapytywał i tylko, ze zmąconym do głębi spokojem ducha, z ponurą iskrą w oczach, zamyślał się nad samym sobą, a raczéj nad przeznaczeniem swojém. Były to jedyne w życiu jego wypadki i jedyne strony jego życia, które go do myślenia o samym sobie usposobiały. Ponieważ zaś