Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

czapkę uprzejmie zdejmuje i tylko wącha, w którą stronę wiatr wieje, aby w tę samę dmuchać!
Wymijacz raf, po trzech blizko latach ostrożnego omijania młodego Ławicza, raz najniespodzianiéj zaszedł mu drogę na ulicy.
— Słuchaj, Ławiczu — rzekł — jutro wyjeżdżam do Petersburga na uniwersytet, na wydział prawny. Braci przeniosłem do gimnazyum realnego... to praktyczniéj. Jeżeli chcesz, możesz po wakacyach wziąć po mnie korepetycye moje, bo wiem, że potrzebujesz zarobku; ja cię zarekomendowałem. Jeżeli wszystkich nie potrzebujesz, podziel się z Derszlakiem, który podobno surową marchew często gryzie. I o nim także mówiłem znajomym moim, którzy mi ufają i czekać na was będą.
Rzekłszy to, chłodno dotknął ręki tego, komu, nieproszony, wyświadczał przysługę, z dobrodziejstwem graniczącą, i szybko odszedł.
Młody Ławicz niedługo korzystał z udzielonego sobie przez Dębskiego ułatwienia bytu, bo w końcu zaszedł drugi z tych wypadków jego życia, które najwyraźniéj stawały mu w pamięci w chwilach, gdy, rozmyślając o losach swych, zapytywał: dlaczego?
Nie był już wtedy dzieckiem, lecz prawie młodzieńcem i obiecywał sobie wraz z rówieśnikami za parę miesięcy zasiąść na ławie klasy szóstéj. Nadzieja ta, będąca prawie pewnością, w sposób szczególny ożywiała i rozweselała gromadkę młodych przy-