Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.

jaciół. Każdy z nich miał marzenia swe i ambicye, a wszyscy spoglądali ku celowi temu, do którego przed dwoma już laty szczęśliwie dopłynął był Dębski. Zegrzda, który wyrósł na najładniejszego chłopca w gimnazyum, a może i w X., najdumniejszym téż był z dotychczasowych szkolnych powodzeń, dlatego może, iż, najbardziéj awanturniczym i hulaszczym duchem obdarzony, najmniéj się ich spodziewał. Gdy myślał o przyszłości, marzyło mu się zawsze o pełnych niebezpieczeństw, lecz i różnych osobliwości, podróżach do oddalonych stron świata; o zwiedzaniu dzikich ludów i miejsc jeszcze nieznanych. Dbały niezmiernie o śliczną wistocie powierzchowność, czyszcząc starannie szkolny mundur, rozprawiał o źródłach Nilu, które on dopiéro odkryć miał najpewniéj; skory do zabawy i wesołości, wracając z wieczorku przetańczonego z pannami, pozostałą połowę nocy trawił na czytaniu opisów stref podbiegunowych, na których niedosięgłym dotąd krańcu kiedyś niezwalczoną stopę swą postawić zamierzał.
Skromniéjszemi były marzenia Derszlaka. Blady, chudy, słabowity, z ciałem wyniszczoném trochę przez ubóztwo, a trochę przez wraźliwy, jak siarka zapalny, temperament, wpadł on na myśl o wielkości i dobrodziejstwach sztuki medycznéj.
— Gdy będę lekarzem — mówił — przywrócę zdrowie mojéj Anulce. Straciła je ona, pracując dla mnie i na mnie. Teraz, kiedy słyszę, jak kaszle no-