Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/040

Ta strona została uwierzytelniona.

zdrową, jowialną twarzą, przybył do miasta, zmartwiony i przestraszony z razu. Grozić i gniewać się nie umiał, lub nie chciał, a na wszystkie namowy, prośby i przedstawienia jego, Michał odpowiedział:
— Nie!
Zniechęcił się, zraził do szkoły tak, że aż nakoniec do kolan ojca przypadł.
— Wszak, ojcze, kawałka chleba mi nie zabraknie... Zresztą, jeżeli Ławicza wydalą, ja bez niego z łaciną i greczyzną rady sobie nie dam...
Szlachcic, targając wąsa, namyślał się.
— To bo może i prawda! po kiego licha mu łacina ta i greczyzna. Czy on będzie z parobkami po łacinie, a z wołami po grecku rozmawiał?
I z energicznym giestem dokończył:
— At! filozofem i tak nie będzie, a gospodarzem zawsze być potrafi! Jeżeli nie nauczysz się tam niektórych dobrych rzeczy, to téż i nie nauczysz się niektórych złych! Wal do domu!
Po kilku dniach, w ciągu których jedna z komnat zabudowań szkolnych była teatrem głębokich narad i rozwag nad teoryą ustosunkowywania przestępstwa i kar, ze szczególném uwzględnieniem przestępców niepełnoletnich, ogłoszono wyrok, oznajmujący wydalenie ze szkoły Ławicza i Zegrzdy, a kończący się trzema prostemi i krótkiemi wyrazami: „Nie przyjmować nigdzie”.