Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

Zegrzda, usłyszawszy wyrok ten, zbladł z razu, ale potém wykręcił się na pięcie, gwizdnął i zawołał:
— Fiu! fiu! Otóż mi biédę zrobili! pojadę do babuni i będę sobie na wsi jadł, pił i popuszczał pasa! Babunia pogdérze trochę, a potém i sama będzie ze mnie rada, konia do jeżdżenia znajdę i książki z podróżami z sobą zabiorę.
Ale Ławicz, chociaż stał obok przyjaciela, słów jego nie słyszał. Gdy w uszach jego zabrzmiały trzy końcowe wyrazy wyroku, tak proste i krótkie, uczuł, że serce bić mu przestaje, a świat znika z oczu. Przez chwilę ciemno było dokoła niego i naprzemian czerwono, zachwiał się, w obu rękach kurczowo ścisnął poręcz najbliższego sprzętu i stał tak chwilę bez głosu, oddechu i kropli krwi, w strasznie zbladłéj twarzy. Potém odszedł z wolna, ze schyloną głową przeszedł ulic kilka i, wszedłszy do mieszkania matki, z głośnym, dziecinnie zanoszącym się płaczem, u kolan jéj runął.