Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.

tą jeszcze osobliwością, że przy każdém poruszeniu drzwi, znajdujących się w głębi, wszystko, co istniało w sali, zwracało ku drzwiom tym twarze, a wszystko, co siedziało, zrywało się na równe nogi. Przy drzwiach tych, wysokich, białych i szczelnie zamkniętych, stał także stróż, mniéj jednak dumny i poważny od Pawła Rębki, dla tego może, iż, zamiast ex-wojskowego, miał na sobie cywilny, zielonym tylko kołnierzem ozdobiony, mundur. Strzegł on tu wejścia do komnaty, w któréj zasiadał sąd, a z któréj co chwila wypadali i do któréj wpadali, śpiesznie przebiegający salę, naczelnicy wydziałów, sekretarze i woźni. Wszyscy ci ludzie, w mundurach, mniéj więcéj błyszczących od złotych guzików, szli albo i biegli w schylonych od pośpiechu postawach, z zakłopotanemi twarzami, niecierpliwie torując sobie drogę przez tłum, który za zjawieniem się każdego z nich w znacznéj części doznawał emocyi wielkiéj. Raz jednak powolniéj i ciszéj, niż zazwyczaj, otworzyły się drzwi, zwracające na siebie uwagę powszechną, i ukazał się w nich młody mężczyzna, ani zgarbiony, ani zakłopotany, ani śpieszący. On także miał na sobie urzędowy strój, połyskujący złotemi ozdobami, a wysoki był, kształtnie i dość silnie zbudowany, z piękną bladawą twarzą, otoczoną krótkim, ciemnym zarostem. Na widok jego, w tłumie zaszeptano:
— Sędzia! Sędzia! Nie, kandydat na sędziego! Może przyjmie... może wysłucha...