— I ja wątpię — potwierdził Ławicz. Jednak — dodał zaraz — oddał mi już parę razy ważne usługi...
— E! to było dawniéj! przez kilka lat zrobił się większym jeszcze egoistą i pyszałkiem. Nic z tego nie będzie. Ręczę, że w téj chwili już tak zapomniał o naszéj prośbie, jakby nas na świecie nie było...
Jednak, o szaréj godzinie, do hotelowego pokoju, w którym Kaplicki i Ławicz przy samowarze i przyrządach do herbaty siedzieli, wszedł barczysty, wąsaty człowiek w ex-wojskowem ubraniu i gospodarzowi mieszkania wręczył wizytową kartkę, na któréj urzędowym alfabetem wylitografowane było imię i nazwisko Maryana Dębskiego, na odwrotnéj stronie urzędowym téż językiem nakreślone znajdowały się wyrazy:
„Zygmunt Bolesławowicz Ławicz przyjść może jutro w południe do Izby, gdzie otrzyma stałe zajęcie z pensyą 25-ciu rubli miesięcznie.”
Kaplicki ogniście przyjaciela w oba policzki wycałował.
— Winszuję! winszuję! — a ku posłańcowi zwrócił się. — Proszę kłaniać się od nas panu Dębskiemu i pięknie podziękować...
Zamiast odejść, posłaniec na środek pokoju postąpił, wyprostował się, jak struna, i ręce jak struny wzdłuż boków wyciągając, zaczął:
— Mam honor rekomendować się: Jestem Paweł Rębko, także urzędnik przy pałacie. Może Wiel-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/066
Ta strona została uwierzytelniona.