Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

jedna ósma; ale tak, jak ty, w celu uszczęśliwienia siebie... O! marny prochu! czemże ty jesteś, abyś uszczęśliwiał siebie, wtedy, gdy naokoło pełno jest nieszczęśliwych?
Ławicza zawstydzały niekiedy te entuzyastyczne wybuchy przyjaciela. Ze zwykłą sobie łagodnością, tłómaczył się i uniewinniał.
— Cóżem ja winien temu, mój drogi, że czuć się nieszczęśliwym nie mogę.
— Zapewne, — wzruszając ramionami odpowiadał Derszlak — nikt nie winien temu, że go natura tak a nie inaczéj stworzyła. Tyś stworzony na jednego z tych molów, które od początku świata siedzą w swoich gabinetach i, przy szczelnie pozamykanych drzwiach i oknach, lubują się włoskiem, wynalezionym na skórze małpiej, albo pyłkiem, dostrzeżonym na skrzydle komara...
Tym razem Ławicz rumienił się z obrazy i oburzenia. On także był entuzyastą, w inny tylko zwracającym się kierunek. Bronił nauki i jéj kapłanów, grecki myt o Syrenach tłómaczył żądzą nie rozkoszy, lecz wiedzy, deklamował z Odysei: „ku nam, ku nam, o bogów ozdobo, słynny Ulissesie, statek nakieruj, głosom przysłuchaj się naszym...“
— Stój! stój! — śmiał się Zenon — cóż tobie syreny wyśpiewać mogą? Jakież nowe słońce, albo jaką nieznaną jeszcze drogę słońc, odkryjesz przez to okno, które, chociaż wysoko jest umieszczone, wątpię, aby