Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/087

Ta strona została uwierzytelniona.

był jeszcze wpadł na jakąś nową teoryą społeczną, nie dziwił-bym się twojéj radości. Ale z tego, odgadniętego w części przez cię, wynalazku — cóż? nowy może gatunek maszyn fabrycznych, służących kapitałowi do uciskania pracy, a może nowe środki użycia dla sybarytów...
— Może téż — wtrącił Ławicz — jeden krok, dokonany w powolnym pochodzie...
— O! dajże mi pokój z krokami swemi i powolnemi pochodami. Dobre to dla tych, którym dobrze; ale ja, od czasu szczególniéj mojéj jednéj ósméj, stałem się człowiekiem bardzo żywego i niecierpliwego temperamentu...
Żywym i niecierpliwym był zawsze, lecz teraz właściwości te natury jego zwiększały się i przybierały pozór trawiącéj go gorączki. Część wieczorów i nocy czytywał i rozprawiał z Ławiczem, resztę czasu przepędzał na próżnowaniu, napełnioném rozmyślaniami. Tym ostatnim oddawał się często w mrocznéj, pełnéj swędu od rozpalonych żelazek, suterenie, leżąc na łóżku z twarzą zwróconą ku sufitowi i ścigając okiem ślizgające się po suficie odblaski płomienia. Czasem przechadzał się po ulicach miasta, przyglądając się spotykanym przechodniom, którzy wzajem przyglądali się jemu. Młodzieniec ten, bardzo szczupły i nieco przygarbiony, ze śniadą chorobliwą cerą twarzy, z zapadłém, czarném, ognistém okiem i lasem kruczych włosów, wysuwających się z pod zszarzanéj