Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

zrobię. Ale on nie pójdzie do odstawki, oho! ja wiem, że nie pójdzie. Piérwsze dlatego, że mu chce się ministrem być, a drugi raz dlatego, że go Mikołaj Hilaryonowicz przeprosi... Czegoż pan na mnie tak oczy wytrzeszczyłeś? Nie wierzysz pan, że przeprosi? No, zobaczym. Oho, ja wszystko wiem. Mikołaj Hilaryonowicz dobry człowiek, tylko zgryzoty ma. Tak sobie z dala patrząc, zdaje się, że taka osoba nie powinna miéć zgryzot. Jednakowoż jabym z nim nie pomieniał się, dalibóg nie. Oho, ja wszystko wiem! Znam dobrze człowieka Mikołaja Hilaryonowicza, a dziewka od nich często do mojéj baby przychodzi. Piérwsze to, co się tycze pleców. Miéć, to on je ma, ale małe, a z małemi plecami, choć lepiéj niż bez pleców, ale zawsze niewygoda duża. Drugi raz, widzisz pan, baby... trzy baby w domu. No? i takie jeszcze, którym chce się i pojazdów, i materyalnych sukien, i do klubu, i do gubernatora, i na maskarady, i wszędzie! Córki, panie, dwie, wielkie porosły i tęgie, jak piece, a szpetne takie, że jabym na żadnę z nich mojéj baby nie zamienił. Za mąż ani rusz... posagu ani kopiejki. A Mikołaj Hilaryonowicz za córkami przepada, żonki zaś lęka się, bo bardzo zapalczywa i podobno ze znacznéj familii pochodzi, a on kupiecki syn... to, jak mu, panie, głowę naberkocą, napłaczą, nakrzyczą, w taką zgryzotę wpada, że cały świat zjeść chciał-by... ale potém żałuje,