Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ mnie tu bardzo wygodnie!
— Wyborny jesteś, mój drogi! — głośno i szczerze zaśmiał się Dębski, lecz wnet spoważniał znowu i dodał: — już mię i w biurze uderzyła ta dziwna twoja rezygnacya...
Ławicz zarumienił się, ale i zdziwił się znowu.
— Ależ ja wcale rezygnować nie potrzebuję! — zawołał — posyłam matce część pensyi mojéj, która jéj tam na wsi zupełnie wystarcza, i zawsze mi jeszcze parę rubli na książki zostaje... życie kosztuje mnie bardzo niewiele.
— Spodziewam się. Ale prawda! Książek tu u ciebie daleko więcéj niż powietrza! Zkądże ty ich miéć możesz tyle?
— Co miesiąc parę rubli na nie odkładam, to i zebrało się; przytém Żyrski, księgarz, jest szkolnym kolegą moim i wypożycza mi je bardzo tanio, czasem darmo, bo wié, że mu je zawsze w całości zwrócę. Nauczyłem się wybornie czytać książki, nie rozcinając wcale kart, albo rozcinając je tylko wzdłuż... Ot tak!
Tu, zapalając się, pokazywać zaczął Dębskiemu, w jaki sposób czytuje książki, z nierozciętemi kartami.
— I nie męczy cię takie utrudnione czytanie? ochoty nie odbiera?
— O, nie! z niemieckiemi tylko trochę trudno, bo język ten najsłabiéj...