Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

dobieństwach. Nie mam siebie za cud świata i nie pragnę zostać bohaterem jego, albo władcą. Rzecz cała w tém, że od najpiérwszéj młodości uczułem, że nie jestem idyotą ani niedołęgą, i postanowiłem indywidualność swoję wyzyskać w sposób dla niéj najwłaściwszy, ku największéj korzyści swojéj i społeczeństwa. To jest mój cel. Co się tycze téj niby rachuby mojéj... tak jest, rachuję i obrachowywam, a to dla tego, że urodzony i do lat chłopięcych hodowany w bogatym i możnym domu rodziców moich, widziałem dom ten obalony w gruzy i dokoła niego mnóztwo podobnych mu domów obalających się — przez brak rachuby!
Mówił to prawie z uniesieniem. Siwe źrenice jego błyszczały, jak zimne lecz świetne brylanty, na ustach osiadł uśmiech na-pół gorzki, na-pół dumny. Gorycz jednak zniknęła całkiem, gdy mówić zaczął o wybranym przez się zawodzie, o naturze i ważności tych funkcyi społecznych, do jakich mógł go on doprowadzić. Czémże zostać pragnął? Władcą potężnym, tryumfatorem rozgłośnym, sybarytą, opływającym w bogactwa i rozkosze? Nie; w zawodzie tym nic takiego osięgnąć nie podobna. Natomiast osięgnąć w nim można exystencyą, dobrze zabezpieczoną od trosk i niedostatków, nękających umysł i energią, stanowisko społeczne poważane i czynność społeczną, niezmiernie wpływową.
— Stać pomiędzy prawodawcą i wykonawcą pra-