Derszlak, wykolejony chłopak ten, z wychudłą twarzą i gorejącemi oczyma, który tak namiętnie bolał nad bólami ludzi, tak z blizka sobie znanymi, zadowolonym byłby z teraźniejszéj pracy kolegi i przyjaciela swego. Nie miała już ona na celu zimnych i niemych zjawisk i praw przyrody. Przedmiotem jéj byli ludzie. Ławicz rozstał się już oddawna z naukami ścisłemi. Przekonał się, że dla zrozumienia Syren, w téj stronie morza wiedzy śpiewających, braknie mu rzeczy mnóztwa, całkiem niedostępnych. Ale były krainy inne, mniéj tajemnicze, mniéj obwarowane przed nieśmiałą i nieuzbrojoną ręką. W krainach tych mieszkały wiekowe dzieje ludzkości. Wabiły one ku sobie wzrok ciekawy mroczną mgłą swych początków, wprawiały w ruch siły umysłu wiekuistym swym ruchem, wzmagały bicie uczciwego serca obietnicami pochodu na przód. Ławicza uderzył w szczególności jeden moment ich rozwoju[;] mniemał, że wi-