Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

się tam także nietylko staranność wielka o zachowanie ścisłéj przyzwoitości ale i pewna dbałość o modę i efekt. W przedpokoju palił się kinkiet, na posadzkach leżały tanie, lecz kwieciste, dywany, u drzwi i okien zwieszały się draperye, w złym gatunku, lecz zdobne bronzami. Zresztą wielki porządek i czystość wszędzie; na stołach książki i gazety, kilka rodzinnych portretów na ścianach.
W saloniku, przy okrągłym stole, na którym paliła się duża lampa, siedzieli dwaj młodzi chłopcy, z których jeden był w szkolnym jeszcze mundurze, drugi miał na sobie ubranie, odznaczające ucznia wyższego naukowego zakładu. Starszy rysował, młodszy czytał; przez drzwi otwarte i spuszczającą się nad niemi ciemną firankę widać było gabinet, w którym przy biurku, oświetloném lampą z zieloną umbrą, nad stosem urzędowych papierów siedział Dębski. Obecność dwóch chłopaków, łagodne światło lamp i głęboka cisza nadawały mieszkaniu temu charakter rodzinny i poważny. Zawołany przez jednego z chłopców, Dębski wyszedł do saloniku na spotkanie Ławicza.
— Zdaje mi się, że znałeś kiedyś trochę braci moich. Oto są oni. Powyrastali, prawda? Adaś już w szóstéj klasie realnego gimnazyum, Józef sposobi się na inżyniera. Dziwisz się, że są tutaj? — Przyjechali do mnie na święta. Na każde święta sprowadzam ich do domu. Nie trzeba, abyśmy od-