rzeczoną przyjaciela spojrzéć. Wzrok jego spotkał się z taką postacią kobiecą, jakiéj z pewnością nie widział dotąd nigdy. Panna Alina, ze swą wysmukłą i kształtną kibicią, z wysoko podniesionemi płowemi włosy, w których świeciła brylantowa szpilka, z zimną białością twarzy swéj i zimniejszym jeszcze błękitem swych oczu, wyglądała bardzo wspaniale i imponująco. Dyana! — pomyślał Ławicz, i w piękną pannę wpatrzył się, milcząc wprawdzie jak grób, ale tak zaciekawionemi oczyma, że w jéj oczach wyraz ciekawości, z jakim go witała, ustąpił przed wyrazem lekceważącéj ironii; przymrużyła powieki, z wysoka i zimno skinęła głową i odeszła. Długi ogon sukni jéj przesunął się przed stopami Ławicza, jak szybko uciekający obłok; wydało mu się, pewnym był nawet tego, że marmurowe ramiona jéj zadrżały od stłumiomionego śmiechu. Jego téż ręka pod ramieniem Kaplickiego zadrżała. Kaplicki ciągnął go teraz w inną stronę salonu.
— Przedstawię cię pannie Jadwidze, — szepnął.
Widział już ją; widział tę śliczną głowę dziewczęcia, wysuwającą się, jakby na spotkanie jego, z grupy starszych towarzyszek, błyskającą ku niemu dwojgiem szeroko, ciekawie otwartych oczu, i kilku roztrzepanemi czerwonemi maczkami, które zdobiły jéj włosy. Nie była wcale imponującą ani wyniosłą; swawolnicą raczéj i naprzemian marzycielką być mogła. Ławicz porównywał ją w myśli do jednéj
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.