powiodła. Z chichotem tym i z temi kwiatami, skaczącemi w lesie loczków, wydała mu się dzieckiem, małém, pustém, swawolném dzieckiem. Uciszyła się jednak wkrótce i spoważniała trochę.
— Jeżeli pan prosi — ciągnęła przerwaną rozmowę — to powiem. W téj ulubionéj powieści mojéj jest bohater, nadzwyczaj podobny do pana; zaraz pomyślałam sobie, że to podobieństwo dziwne...
Ławicz zdziwił się bardzo. On! podobny do bohatera powieści!
— Powierzchowność miał on zupełnie taką, jak pan, tak samo mieszkał gdzieś na poddaszu i książki pisał...
— Ja pani książek nie piszę.
Spojrzała niedowierzająco.
— Jakto? nie pisze pan książek?
— Nie, pani...
— Naprawdę?
— Najpewniéj.
— Ach! a nam mówiono...
Wydawała się zmieszaną i zmartwioną.
— Więc... cóż pan robi?
— W biurze służę...
Dziewczyna przygryzła z lekka usta.
— Jakto! i doprawdy pan książek nie pisze?
— Próbowałem, pani, pisać je... ale nie udało mi się...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.