Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.
VIII.


Nazajutrz, o zwykłéj porze wróciwszy z biura, jak zwykle znalazł na stole przyniesiony z garkuchni przez Rębkową obiad. Jak zwykle téż, warstwa obrzydliwego tłuszczu okrywała ostygły rosół, a ckliwa woń ulatywała z żółtéj jarzyny, otaczającéj kawał ugotowanego mięsa. Wszystko to zawierało się w glinianych naczyniach, umieszczonych na zastępującym obrus ręczniku. Zaledwie usiadł na stołku i jeść zaczął, wszedł Kaplicki. W dobrodusznéj i otwartéj fizyognomii jego, od piérwszego zaraz wejrzenia, znać było skwaszony nieco humor. Siadając naprzeciw gospodarza izdebki, który, powitawszy go, wziął się znowu do rosołu z zastygłą tłustością, zaczął:
— Przyszedłem, aby pożegnać cię, bo choć parę dni jeszcze zabawię w mieście, wątpię abym miał czas zobaczyć się z tobą. Przytém przeprosić cię powinieném. Zdaje się, że nie bawiłeś się dobrze na wieczorze naszym.