Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

Żeby kto wiedział... i Kwira nawet nie znał go jeszcze wtedy... co to był za śliczny dzieciak, z włoskami, kręcącemi się jak pierścionki, a czarnemi jak krucze pióra, z takiemi czarnemi i mądremi oczyma, że wszystkie panie te, które przychodziły do niéj, aby roboty u niéj zamawiać, całowały go i pieściły, jak panicza jakiego, jak cherubina! Wtedy miała ona jeszcze zdrowe oczy i prześlicznie haftowała, umiała téż i prać koronki. Roboty takie płacą się drogo, a ona pracowała dniami i nocami i, nie dojadając trochę, a w téj suterenie mieszkając, mogła mu sprawić mundurek i kupić książki, i zapłacić wpisowe, i oddać go do szkoły. Cóż? gdyby był zdolności nie miał, oddała by go do szewca albo do mularza, ale zdolności miał...
Bywało, noc już późna, a on siedzi przy tym oto stole, głowę rękoma obejmie i uczy się, i uczy... takich mądrości różnych, po łacinie, po grecku, czy ja wiem już, po jakiemu jeszcze, a potém wstanie od książki i bęc przede mną na kolana, i ręce moje całować zaczyna. — „Anulku, ja to tobie winienem, że uczę się, ale idź ty już spać! Ty przeze mnie oślepniesz — mówi i jak bóbr, bywało, zalewa się łzami. — Doktorem, mówi, zostanę i wyleczę ciebie. Wyjdziesz za Kwirę, wyjedziemy wszyscy na wieś i spokojnie sobie żyć będziemy, ludziom dobrze robiąc.“ Ot i doktorem został, ot i wyleczył mię, ot spokojnie