Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

było i być nie mogło dla niego plonów żadnych, ani wzrastania i dążenia żadnego. Tu niedostawało mu prawa, tam możności, i za nim, jak przed nim, nie istniało nic, prócz ścian téj izdebki, prócz ścian kancelaryjnéj sali, prócz dośmiertnego przepisywania akt kancelaryjnych, prócz wiecznego wypychania własnéj czaszki tém, co w niéj tylko nazawsze pozostać miało.
Przymusowość pracy nuży, bezowocność jéj zniechęca. Sześć lat przymusowego orania na powszedni rosół z zastygłą tłustością i kubek mléka z sześciogroszową bułką, — dziewięć lat gonitwy bez oddechu za wiedzą, przed którą ubóztwo z jednéj strony a z innéj artykuły prawa, krzyżowały swe miecze, lata te pracowite, samotne i nędzą zaprawne, zaciężyły mu na barkach, głowie i ramionach. Teraz dopiéro przypomniał sobie, że były w nich i praca, i samotność, i nędza. Teraz dopiéro uczuł zniechęcenie rozbitka, który, długo i z całéj siły płynąc z okiem, utkwioném w dalekie brzegi, spostrzega, że widok brzegów tych był złudzeniem. Skoro więc nigdzie, na całym widnokręgu, na całéj przestrzeni szerokiego jednak świata, niéma dla niego żadnych brzegów; po cóż ma dłuzéj piersią zdyszaną pruć fale morza — zimne i oporne?
Po co? pytanie to przywiodło za sobą cały szereg pytań i twierdzeń, które przez wszytkie te lata obijały