Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

i sześciogroszową bułkę. Niosła ona także w obu rękach tackę z kubkiem i bułką, ale była ośmnastoletnią dziewczyną, wysoką, silną, zgrabną, z błyszczącemi jak wiśnia ustami pośród rumianéj twarzy, z oczyma, które z pod ciemnéj rzęsy patrzały, jak dwa liliowe kwiaty lnu. Na stanik źle zrobionéj i przeraźliwie wykrochmalonéj sukni opadł warkocz ciemno-płowych włosów, a nad samem uchem jéj niezgrabnie sterczała duża i silnie pachnąca gałąź kwitnącego jaśminu. Ławicz zdziwioném okiem orzucił od stóp do głowy to żyjące uosobienie zdrowéj, raźnéj, wiejskiéj piękności kobiecéj. Ona, zmieszana trochę, w grubych swych i ciężkich trzewikach dość lekko przeszła izdebkę, a stawiając na stole tackę z kubkiem i bułką, rzekła:
— Ciotka Rębkowa cościś cierpiąca trochę, kazała mi przynieść panu śniadanie i w mieszkaniu uprzątnąć. Czy można?
Mówiąc to, patrzała nie na tego, do kogo mówiła, ale na ścianę, a oczy jéj wyglądały, jak dwa kwiaty lnu, z nieśmiałą ciekawością na świat wyzierające.
— Owszem, proszę. Czy pani jest krewną pani Rębkowéj?
— A jakże!
— Blizką krewną?
— A jakże! bratanicą...
— Ale pani ze wsi tu przybyła?
— A jakże!