— Niedawno pewnie?
— A wczora tylko.
— Nazywam się Zygmunt Ławicz. Czy mogę wiedziéć...
— Co takiego?
— Czy mogę wiedziéć, jak imię i nazwisko pani.
— Czemuż nie? — Franciszka Rębkówna.
— Także Rębkówna?
— A jakże! — U nas w okolicy trzydzieści domów Rębków. Wujaszek Paweł z téj okolicy pochodzi, i ciotka Pawłowa z téj okolicy, i ja...
Rozmowa urwała się. Piękna dziewczyna krzątała się około uprzątania izdebki. Ruchy jéj miały w sobie swobodę i giętkość, pokrywającą to, co było w nich prostaczego. Widocznie stawała się coraz śmielszą.
— Jezu! — zawołała po chwili — co tu książek! — i w serdecznym śmiechu, pomiędzy wiśniowemi wargami ukazała dwa rzędy prześlicznych zębów.
Ławicz wydawał się trochę zmieszanym. Dziewczyna miotełką z piór kogucich strzepywała pył z książek, tak blizko niego, że zapach sterczącego we włosach jéj jaźminu twarz mu oblewał.
— A pani lubi czytać książki?
— Ja?
Zdziwiła się nieco i zastanowiła.
— A lubię... kiedy piękne modlitwy są...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.