niątkiem nie jesteś. Dwadzieścia kilka lat masz i, choć skromnie żyjesz, ja sama wiem, że skromnie, ale ot teraz zechciało ci się dziewczynie mojéj głowę zawrócić... Sztuka niewielka! młode to i tylko co ze wsi, i może tam pomiędzy naszymi parobkami śniło się jéj czasem o takim paniczu z białą twarzą, grzecznym i delikatnym. Dla pana to zabawka, ale dla niéj zguba i to jest, powiem prawdę, bardzo ze strony pana niepięknie. Ona nie chłopka jakaś, chamka taka, coby z nią każdy mógł zrobić, co zechce. Ona szlacheckie dziecko, moja rodzona krew, i ja jéj w poniewierkę nie dam. I Paweł nie da. Każdemu honor jego miły i krew jego droga. Ot, z czém ja do pańskiego honoru przyszłam. Wóz albo przewóz. Albo pan przestań Frankę bałamucić, latać za nią wszędzie i całować ją tak, jak ja to dziś na własne oczy moje, w stajence krowę karmiąc, widziałam; albo my Frankę wnet w służbę oddamy i jutro już, jak Boga kocham, śladu tu po niéj nie będzie. Żeby nie pan, została-by się u nas i ot, szlacheckie dziecko, cudzym ludziom kątów-by nie wymiatało, a może tam kiedy i posażek dla niéj jaki znalazł-by się, i za mążbyśmy ją wydali... Ale wszystko to od pańskiego honoru zależy... Niech pan sam sądzi, jak uczciwie jest i po Bożemu, a jak po fanfarońsku i tyle!
Kobiéta zapérzyła się była z razu i mówiła z gniewem; potém wpadła w ton płaczliwy i połą od kaftana wycierała sobie zwilgocone oczy.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.