kiem”. W zamian, katolik z niego był żarliwy i ta to żarliwość wprawiała go w dnie niedzielne w kłopot niemały. W dniach niedzielnych, z jednéj strony brzmiały rozgłośne dzwony kościelne, z drugiéj strony, przy wjeździe do miasta, turkotały koła przybywających na targi i nabożeństwa mieszkańców wsi. Paweł Rębka czuł się pociąganym w strony obie. Energiczne poczuwanie się do stanu „katolika”, wzmocnione jeszcze silną obawą piekła, ciągnęły go ku otwartym na oścież wrotom kościelnym; życiowe zaś interesa, jak téż przyzwyczajenia i zamiłowania fachowe, znajdowały się po stronie drugiéj. W kłopocie jednak tym Rębko radzić sobie umiał. Naprzód, w godzinie bardzo wczesnéj szedł do kościoła, gdzie całym ogromem ciała swego na klęczki przed ołtarzem runąwszy, modlił się czas jakiś z książki i z pamięci, żarliwie, głośno, potężnemi pięściami bijąc się w piersi z całéj siły, a czasem, twarzą ku dołowi, wyciągając się na ziemi w całéj długości i z rozpostartemi ramionami, czyli, krzyżem leżąc. W sposób ten odbywszy obowiązkowe niejako, niedzielne klęczenie, szeptanie i wykrzykiwanie modlitw, bicie się w piersi i leżenie krzyżem, powstawał, przy wyjściu z kościoła uroczyście bardzo skrapiał czoło swe i piersi święconą wodą i skierowywał się ku jednéj z dróg, któremi wieśniacy do miasta wjeżdżali. Tu, na rogu ulicy stojąc, przypatrywał się pilnie wjeżdżającym do miasta wozom chłopskim i kałamaszkom zagrodowéj szla-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.