Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

łał Rębko — no, bo i jest czego! Gdzie moja głowa postanie, tam już i smucić się przyczyny niéma. Ot, moja rada! adwokatem zostań!
Ławicz osłupiał.
— Ja, adwokatem! ależ ja do tego ani odpowiedniéj nauki, ani żadnych kwalifikacyi nie mam!
Rębko rozśmiał się.
— Niech pana Pan Bóg kocha, jaki z was śmieszny człowiek! Jakiéj tam nauki potrzeba? pfuj, zgiń maro, przepadnij! Przeczytać ustawę dla sądów mirowych (pokoju) i koniec! A sześć lat w pałacie służysz! toż-byś chyba durniem był, gdybyś nie umiał jeszcze prośby napisać, iskowego podania zrobić, sprawkę (kwerendę) zaprowadzić i co do czego należy, hę? Ustawę o stemplowych papierach znasz? Formę na najwyższe imię znasz? Język w gębie masz? a...
Tu pochylił się ku Ławiczowi i, wytrzeszczając oczy, z odpowiedniemi giestami rąk, a tajemniczo zniżonym głosem, dodał:
— A pocichieńku, z kim trzeba będzie, pogadać potrafisz?
Nieznacznie i stopniowo, zaczął w rozmowie swéj używać wyrazu: ty! czuł się widocznie powagą umysłową względem uczonego młodzieńca tego, który z całą uczonością swą utrzymania nie miał. Że zaś żenić się chciał z dziewką jego, więc téż czuł się on względem niego i powagą rodzinną. Obu łokcia-