dziewczyna — a jaki dobry będzie! Takem go długo miesiła, miesiła!
Rębko, w wielkich okularach na czerwonym nosie, czytał, a raczéj półgłosem syllabizował, podarty i otłuszczony tom Zbioru praw. Złożył książkę, zdjął okulary, wychylił kieliszek wódki.
— A ty nie pijesz pewnie, hę? delikacik taki — zwrócił się do Ławicza.
— I chwalić Pana Boga za to, że nie pije — zawołała Rębkowa.
Franka zapatrzyła się na Ławicza tak, że o mało dymiącego piéroga z mięsem na głowę Rębki z wyszczerbionego półmiska nie zrzuciła.
Marzyło się jéj może zawsze o kawalerze takim, co-by wódki nie pijał. Nachylając się ku Rębkowéj, do ucha jéj szepnęła:
— Ciotko! On przy wujaszku to jak królewicz jaki wygląda, dalibóg, że jak królewicz!
Przez cały czas obiadu, i z godzinę jeszcze potém, Rębko rozprawiał o ustawach i artykułach prawnych, o pałacie, mirowych, procesach i kryminałach różnych, jako téż o prywatnych sprawach i stosunkach ludzi, do najrozmaitszych warstw społecznych należących. Kiedy zaś Rębkowa kazała France rozniecić ogień i gotować przy nim na podwieczorek kawę ze śmietanką, z fajką przy ustach usiadł blizko ognia, i całą postawą swą, jako téż wyrazem twarzy, przedstawiał
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/220
Ta strona została uwierzytelniona.