stała ona w garnkach u okien, na komódkach, w różnych stronach i kątach izby, zwieszała się z belek nizkiego sufitu, podłoga nawet była usypaną liściem ajeru, po który Franka aż na rynek biegała, a zapach ajeru i bzu pochłaniał bez śladu łojowy smród palącéj się przed krucyfixem lampki, i wonie spożytego przed godziną obiadu.
Rębko słodko drzemiącym wzrokiem dokoła siebie wodził.
— Niech będzie Pan Jezus pochwalony! — wymówił — tak mnie ot dobrze w chacie mojéj, że i na nieszpory nie chce się iść!
— Bo już i po nieszporach, wujaszku! — z głośnym śmiechem zawołała Franka. — Dawno już dzwonili!...
Rębkowa obudziła się z drzémki i w ręce żałośnie klasnęła:
— Po nieszporach! a ona się dziś tak na nieszpory wystroiła, i przytém chciała pomodlić się za szczęście młodéj pary!
Zaledwie wyrzekła to, Franki nie było już w izbie. Ponsowa, jak piwonia, wyskoczyła na dziedziniec.
Rębko zwrócił się do Ławicza:
— To i jakże będzie? — zapytał — czy stanie na miejscu? interes nasz skończony, hę?
— Skończony — odpowiedział Ławicz, który, wychylając się przez otwarte okno, widział Frankę przysiadłą na wschodach, z rękoma splecionemi, jak do
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.