Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.

ły wszystkie grube książki do nabożeństwa, które z poszanowaniem składały przed fotografią Rębków i palącą się łojową lampką. Stróż Izby, z zielonym kołnierzem, przyniósł z sobą harmonikę, a ładny lokaj, w błękitnym krawacie, funt orzechów włoskich w prezencie dla pani Rębkowéj niby, ale, prezent ten gospodyni mieszkania wręczając, zerkał z ukosa na Frankę, która, bocząc się od miejskich dziewcząt gadatliwych i wyfiokowanych, i od głupowatego Józefka, który za rękę wziąć ją popróbował, miała widoczną ochotę schować się pomiędzy piec a szafę.
— Licho ich tu wszystkich naniosło! — szepnęła, i z trwogą w oczach skoczyła za Ławiczem, który z czapką w ręku wysunął się z izby.
Po kilku minutach wrócili razem, a w izbie było już bardzo gwarno. Za stołem, z łokciami na stole, siedział Rębko, a przed nim, w towarzystwie dwu czarek cynowych, stała butelka wiśniowéj nalewki. Rębkowa tłukła przed ogniem jaja na jajecznicę, a do Franki zawołała:
— Lampę zapal!
W dziedzińcu zapadł zmrok. W mieszkaniu Rębków, w mieszaném świetle sporéj lampy i palącego się na kominie ognia, ludzie ruszali się, jak mrówki, i gwarzyli, jak rój pszczół. Rębko pił sam i gości częstował. Kolega jego z zielonym kołnierzem pił niewiele, milczał i tylko od czasu do czasu rozciągał harmonikę swą, która wydawała przeciągłe, skrzypiące