Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/227

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kiedy bal to bal! Babo, dawaj tu jeszcze butelek i wszystkiego, czém chata bogata! Na expens nasz, ludzie mili, nie uważajcie, a pijcie i jedzcie, z przynuką i bez przynuki! Co dla mnie expens znaczy! Póki głowę na karku mam, pótym sobie pan, o nic nie dbam! Na wojnach bywałem, znaki zasług moich na piersiach noszę, co mnie już nikt nie odbierze... a i na plecach moich tak samo znaki noszę, co mnie już ich nikt nie zagoi... różnie bywało!... Pół świata zwędrowałem, a potém... ej! ej! ej!... do okolicy swojéj rodzonéj wróciwszy, krewniaczkę swoję pojąłem i żonkę mam, jak różę, piękną, a sam Mikołaj Hilaryonowicz zna mnie i, jak koło mnie przechodzi, zawsze choć głową kiwnie... Ej! ej! Jasiek! nie smuć się ty i sioła swego nie żałuj... Będzie z tobą tak, jak ze mną... Na człowieka wyjdziesz!
Zawierucha w izbie stawała się coraz większą. Dziewczyny w krochmalnych sukniach szklanki z gorącą herbatą porywały, ukropem tym pryskając na kawalerów, którzy im w zamian kawałki chleba i bułek w twarze ciskali. Ktoś potknął się o rzucony na ziemię orzech włoski i upadł, wywołując tém uciechę powszechną. Rębkowa, która, smażąc jajecznicę i ze swéj strony téż rozmową zabawiając gości, nieznacznie dzióbnęła była parę czarek nalewki, płakała, przed przyjaciółkami swemi, zapychającemi sobie usta chlebem, jajecznicą i siekanym czosnkiem, stojąc, a oczy