Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

wzrokiem, nogami w podartych butach, wybijał hołupce.
— Wszyscy my katoliki — prawił Rębko, cmokając ustami w prawo i w lewo, ku policzkom męzkim i kobiecym.
Nagle stanął, nogą o podłogę uderzył tak, że aż zadzwoniły na stole talerze i czarki, i krzyknął:
— Ej! ej! Ludwik! graj!
Ludwik, to jest kolega Rębki z Izby, milczący i pokorny człowieczyna z zielonym kołnierzem, rozciągnął harmonikę swą w całéj jéj długości i, pracowicie walcząc z opornością instrumentu swego, zaczął wygrywać polkę. Wyskrzypiał ją raczéj, niż wygrywał, lecz, co prawda, nikt w muzykę jego wsłuchywać się nie myślał. Paweł Rębko porwał wpół swoję żonę i począł z nią, na samym środku izby, wykręcać chłopską miecielicę; kawaler w błękitnym krawacie, objąwszy jednę z dziewczyn, z łokciem odstawionym i spiczasto sterczącym, tańczył polkę do najwyższego stopnia tremblante; człowiek Mikołaja Hilaryonowicza z dziewczyną drugą puścił się wzdłuż izby, posuwistym galopadowym krokiem. Nad podłogą, usypaną piaskiem, podniósł się tuman kurzu. Z tumanu tego, zkądciś z pod pieca, wyskoczyła Franka, odepchnęła Józefka, który, solo wybijając hołupce, wlazł jéj w drogę, i do Ławicza przyskoczyła. Ławicz, jak kiedyś w drzwiach pięknego i wytwornym mazurem wrzącego salonu, tak teraz stał u drzwi izby, napeł-