— O! — zawołał — jakże to daleko od téj izdebki na poddaszu, z któréj tak zawzięcie wzbijałeś się w sfery wysokie... Zresztą — dodał po chwili — gdyby pani dola, jak to w baśniach ludowych bywa, stanęła przed nami w postaci widzialnéj, powinnibyśmy jéj wszyscy głęboki ukłon złożyć. Jak myślisz?...
— Myślę, że najłaskawiéj jeszcze obeszła się ona z tym, który ztąd wyszedł przed chwilą...
— Jakto! — zaśmiał się Dębski — z tym szaleńcem, któremu tydzień do śmierci pozostał?
Ławicz wzruszył ramionami i, patrząc w przestrzeń, zapytał:
— Śmierć? cóż? czy pamiętasz starą legendę o dwóch architektach greckich.
— Niedokładnie.
— No, to pozwól, abym w ten przynajmniéj sposób wyzyskał klasyczną uczoność mą i opowiedział ci ją: dwaj architekci, Trofoniusz i Agamedes, zbudodowawszy Apolinowi świątynią w Delfach, prosili go o nagrodę za swą pracę taką, jaka jest dla człowieka najlepszą. Objawił Apollo, że za trzy dni wysłuchanymi zostaną, a gdy trzy dni minęło, pomarli obaj.
— A sensem téj legendy — rzucił Dębski — ma być zapewne to, że Grecy wczesną śmierć uważali za największą łaskę bogów...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/254
Ta strona została uwierzytelniona.