Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.

z nim inaczéj być powinno, niż było za mną. Prawdę mówiąc, i ze mną inaczéj było-by... gdyby... Ale, co się tycze dzieci moich, to już mam święte postanowienie, a i żona moja w tym względzie zgadza się ze mną... Chcę o tém pomówić z tobą, rady twojéj zasięgnąć... co?
— Znajdziesz mnie w domu zawsze, w godzinach przedobiednich, i jestem do usług twoich — uprzejmie odpowiedział Ławicz, a zwracając się do Dębskiego, zapytał:
— A bracia twoi? Maryanie.
Pogodnie i z pośpiechem Dębski odpowiedział:
— Są obaj na drogach dobrych i prostych.
Ławicz przenikliwém, zadumaném spójrzeniem w twarz mu patrzał.
— Czy nie przychodzi ci teraz na myśl słowo, rozwiązujące zagadkę przedchwilnéj rozmowy naszéj?...
— Chciał-bym, abyś mi je powiedział.
— I owszem, ale pozwól, że znowu wyręczę się starożytnym wieszczem, który śpiewał: „Zrzuca wiatr liście z drzew, a jednak natura przywróci kiedyś światu wiosnę i zieloność”. A ktoś inny jeszcze powiedział: „Tkwi w nas przeczucie przyszłych czasów i rosną przy nas przyszłe pokolenia, które... dla których...”