Od polskiej strony zwiedza się Tatry na własnych nogach, pomagając sobie dojeżdżaniem tylko do tych miejsc, dokąd wózek dojedzie, gdy od węgierskiej strony dostarczają okoliczni mieszkańcy koni siodłanych, przywykłych do wycieczek górskich, a na nich ten może bardzo zaoszczędzić siły, kto ich dużo nie ma do rozporządzenia.
Chodzić w górach trzeba powolnym a równym krokiem, aby siły nagłym chodem nie sforsować od razu, najlepiej nas przekonywują nowicyjusze w wycieczkach tatrzańskich, zrazu biegną żwawo, prześcigają nawet przewodników, a w parę godzin widzimy ich potém ustających, w końcu nawet zupełnie niezdolnych do pochodu, podczas gdy równo od początku dążący osiągają cel silni, wracając do domu chociaż strudzeni, lecz zdolni do wycieczki na dzień następny.
Odpoczywać trzeba często ale krótko, bo to najlepiej siły zachowuje; pragnienie sycić się musi naturalnie wodą, lecz o ile możności, jak najmniejsza ilością i to domieszując do niej wina czerwonego, soku jakiego lub wreście cukru, aby zmniejszyć ostrość nader zimnej wody, która nietylko nagle oziębia piersi i żołądek, lecz i rozdyma. Nie wypełniając więc tej przestrogi można się nabawić boleści, rozwolnienia, zaziębić płuca lub dostać febry.
Strona:PL Eljasz-Radzikowski-Illustrowany przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnic.djvu/036
Ta strona została uwierzytelniona.